Zakręcona...

31 mar 2012

Sukces !

Trochę krzywo...
Trochę nierówno...
W ogromnym stresie...

Jednak mogę z dumą powiedzieć, że oto osiągnęłam swój debiut sceniczny ! :D

Cała zabawa była przednia. Stawiłyśmy się o 18.00 i od razu szybka próba na niesamowicie małej scenie. Potem dwie godziny małych ćwiczeń i rozgrzewania za kulisami. Nawet nie umiem wyrazić, jak ogromny stres czułam. To jest nie do opisania.
Było robienie make-up'u a nawet malowanie paznokci :P
I nadeszła ta jedna chwila. Nawet miałam ostatnie wahanie, na 30 sekund przed wyjściem na scenę. Już myślałam, że się wycofam! Tylko, że nie zostało mi to nawet umożliwione :P
A potem poszło już z górki. Trzy minuty tańca i po wszystkim :)
Na koniec ogromna radość, piski, ściskanie się i całkowity luz, kiedy zszedł z nas cały stres.
Miałam potem tyle skumulowanej w sobie energii, że nie mogłam ustać w miejscu :P

Tak, czy siak- było fantastycznie. Pomimo całego stresu, mam nadzieję na więcej :D


27 mar 2012

Trema... xD

Tak, tak.. każdy jej doświadcza!
Moja obecnie odnosi się do publicznego występu :P

Tak to jest kiedy człowiek chce się spełniać w jakiejś dziedzinie- moją między innymi jest taniec. A mówiąc dokładniej Belly Dance, znany szerzej, jako Taniec Brzucha.
Zdążyłam wrócić na zajęcia, po niemal półrocznej przerwie i dowiaduję się, że 30 marca moją grupę czeka pokaz tańca. Super! Jednak już zaczynam odczuwac to nieprzyjemne skręcenie w żołądku i drżenie kolan.

Chwilowo nie mam czasu na pisanie. Ogarnia mnie panika przed piątkiem  i dodatkowo siedze nad pisaniem pracy zaliczeniowej ze statystyki- co nie należy do rzeczy łatwych.

A może znacie jakieś dobre sposoby na tremę? ;)



19 mar 2012

Nominacja...!

Jej... jestem w szoku, ale zostałam nominowana przez córkę :

Sama mam nominować 10 osób... więc oto i one :)

1. Hania :)
2. Meg :)
3. Druga strona lustra :)
4. Panna Bezsensowna :)
5. Po Prostu JA :)
6. Niki :)
7. Ozon :)
8. Monochrome :)
9. Córka :)
10. Infatuation- junkie :)

Tak, tak... kolejność całkowicie przypadkowa :D



17 mar 2012

Granica ?

Party ze znajomymi- super sprawa. Wyjsć na miasto, potańczyć, wypić, pośmiac się...
Zabawa z najlepszymi przyjaciółmi- jeszcze lepiej. Na mieście lub w domu, gdzie odrobina prywatności pozwala popuścić hamulcom. No właśnie. W którym momencie zabawa zaczyna przeradzać się w niezdrową hulankę?

Wyobraźmy sobie domówkę w gronie najbliższych znajomych. Mała grupka ludzi, gdzie każdy zna każdego na wylot. Nie ma wielkich sekretów, wspólnie ludzi Ci przeszli w swoim życiu wiele. Przygody, niebezpieczeństwa, zabawy i smutki. Zawsze razem.

Zaczyna się zabawa... najpierw trrochę gadania i wygłupów; nieco alkoholu. Potem tańce... gdy ludzie się rozkręcają zaczynają się zabawy. Kalambury, Twister, karaoke, alko-chończyk, gra w "pytanie, czy zadanie".

Z czasem rzucane wyzwania albo komentarze zaczynają wykraczać poza normalną zabawę wśród znajomych. Nikomu to nie przeszkadza. W końcu znają sie nie od lat. Zadanie "pocałuj osobę z lewej" albo "wykonaj taniec erotyczny" to nic strasznego- to tylko zabawa.

Potem zaczyna dochodzić do coraz ostrzejszych zdań, gdzie niektórzy mają wątpliwości.... wszyscy krzyczą "No nie pękaj! Tutaj sami swoi!" więc zabawa idzie dalej... i dalej...

Zakończenia nie znam. Każda tego typu zabawa ma zupełnie inny finish. Mnie zastanawia jedynie gdzie w tym momencie kończy się zabawa, a zaczynają ujawniać ukryte, perwersyjne pragnienia ludzi.
Dopiero w momencie takich imprez, gdzie każdy czuje nie zdrowy rozsądek a wypite promile, można zauważyć kto tak naprawdę jest "grzeczny". Alkohol nie zmienia ludzi, jedynie ujawnia ich prawdziwą naturę.

Czy tego typu zabawy, mniej lub bardziej "niegrzeczne", są rzeczywiście złe? Czy może jednak w gronie najbliższych przyjaciół można pozwolić sobie na nieco fantazji? W końcu, gdyby nie takie zabawy, człowiek do końća życia mógłby jedynie marzyć o spełnieniu swoich pewnych fantazji... ale jednak...

Niewielu się przyznaje, że lubi takie imprezy, albo chciało by wziąć w takiej udział. Co więc powinno być priorytetem? Zachowanie twarzy, czy zabawa?

11 mar 2012

YAPA :)

Nie ma to, jak aktywnie spędzony weekend. Chociaż nie wiem, czy kilkugodzinne siedzenie na niewygodnej, drewnianej ławce można nazwać aktywnym :P

Zostałam uczestniczką 37. ogólnopolskiego studenckiego przeglądu piosenki turystycznej, czyli tzw. YAPY.
Trzy dni... cztery koncerty... wiele godzin muzyki, śpiewów, zabaw, fikołków i bolącego tyłka :P
Zabawa odbywała sie na sali gimnastycznej Politechniki Łódzkiej. Zmueszeni więc byliśmy siedzieć na typowych, szkolnych ławeczkach... twardych i nniewygodnych. Siedzenie na nich kilka godzin, zgarbiony z podkulonymi nogami (były bardzo blisko siebie), ściśniety aby dużo osób się zmieściło... Niezapomniane przeżycie :D

Pomimo iż tego typu muzyka nigdy nie była u mnie faworyzowana, dobrze się bawiłam :)
Kilka kawałków nawet znałąm, więc mogłam śpiewać razem z tłumem. To niesamowite uczucie, gdy widzisz wokół siebie ludzi w przedziale wiekowym od kilku miesięcy do 70 lat i wszyscy (no prawie :P) jednym głosem śpiewają znane sobie kawałki ze szlaków... Wspaniała atmosfera :)

Bardzo fajny jest tez fakt, że transpisję można oglądać na żywo przez Internet. Jednak być obecnym na wszystkich koncertach i zabawach to duży wysiłek fizyczny. Ja już nie miałam siły iść dzisiaj, ale nie zmienia to faktu, że prawie 24 godziny spędziłam bawiąc sie razem ze znajomymi.

Bardzo spodobał mi się zespół "Dom o zielonych progach". Jeden z członków- grający na skrzypcach- to prawdziwy geniusz! To co ten facet wyprawiał ze swoim instrumentem i głosem... nie mogłam wyjść z podziwu, Przez cały czas siedziałam z otwartą buzią i nie mogłąm oderwać od niego wzroku.

Poza tym bardzo fajnie zagrał zespół Plateau, który przerobił piosenki Grechuty na nieco rock'owy styl Mogłoby się wydawać, ze to będzie profanacja, ale nie! Wyszło im to niesamowicie!! Wszyscy bawili sie i skakali razem z nimi :D

Ostatnim zespołem, który wywarł na mnie największe wrażenie, to "Cisza jak ta". Piękne melodie, powalające głosy i (grający na klarnecie) scenowy błazen, któy rozgrzewał publikę. Zabawa nie z tej ziemi :)

Na przyszłość- polecam wszystkim tego typu imprezy!!!! :)

5 mar 2012

Było.. MINĘŁO !!!

Konflikt pokoleń.... chyba jeden z najgorszych temtów do poruszania- przynajmniej dla mnie.

Ostatnimi czasy w moim życiu wyniknął kolejny problem. Zaczęłam się z kimś spotykać... brzmi dziwacznie, wiem.. jakoś sama nie lubię tego stwierdzenia, ale...
To już dwa miesiące; zdaję sobie sprawę, że każdy związek u młodych ludzi jest "tym jedynym" , "największą miłością". Sama czuję się w tym momencie tak samo, jednak wciąż nie o tym !

Z jego mamą nie ma problemów- chłopak jest już dorosły, sam decyduje o sobie i o tym, jak będzie wyglądał jego związek. Jednak ogromnym problemem są moi rodzice. Wszystko co robię, każda decyzja jaką podejmuję musi być dostosowana do ich punktu widzenia. Zdaję sobie sprawę, że moja "dorosłość" to jedynie formalność. Mam 21 lat i wiem jaka jestem :P

Jednak nie mogę zrozumieć tego, że mam dostosowywyać się do tego, jak było za czasów moich rodziców. Czy to wypada, żebyś nocowała u chłopaka? Przecież jesteście ze sobą tak krótko!
Zaprosić go na rodzinną imprezę? NIE!! Nie wypada!!
Dlaczego każdą wolna chwilę z nim spędzasz? Kiedy się będziesz uczyć?!
Mnie się to nie podoba... Tobie może to pasować, ale mnie nie i koniec. --> cytaty mamusi.

Nie chodzi nawet o chłopaka... WSZYSTKO co robię jest nie tak. Na imieninach babci dostałam wódki miodowej- wypić za zdrowie trzeba. Wypiłam cały kieliszek na raz... jaka była awantura!! Damie nie wypada tak pić, należy maczać języczek, a nie jak menel spod spożywczego wlewać całosć do gardła!

Rozumiem, naprawdę. Ich czasy były zupełnie inne, zostali inaczej wychowani. Staram sie do nich dostosować, ale czy oni nie mogli by też zaakceptować tego, że dziś panują już inne kryteria i zasady? Wiem, że to trudne; zwłaszcza gdy chodzi o własne dziecko. Ale nie mogę do końća życia podejmować decyzji zastanawiając się : "Czy aby na pewno rodzicom się to sposoba?.".

TO MOJE ŻYCIE!!!


1 mar 2012

Za wszelką cenę...

Obejrzałam dzisiaj film w rezyserii Clinta Eastwooda pt. : "Za wszelką cenę".

Kto nie zna historii : Frankie Dunn (Clint Eastwood) w swoim życiu wytrenował wielu świetnych bokserów. Jego jedynym przyjacielem jest były bokser Scrap (Morgan Freeman). Pewnego dnia u Dunna zjawia się 30-letnia Maggie Fitzgerald (Hilary Swank). Maggie jest utalentowana, dokładnie wie czego chce i zrobi wszystko, aby to osiągnąć. Jedynie... brak jej wiary w siebie. Frankie początkowo nie sprzyja dziewczynie, gdyż nigdy nie trenował kobiet, a na dodatek uważa, że w wieku 30 lat nie ma już mowy o zrobieniu kariery w boksie. Maggie jednak nie poddaje się, w czym wspiera ją Scrap. Wkrótce i Frankie zmieni zdanie na jej temat.

Dla tych co nie znają filmu... UWAGA SPOILER !!!

W jednej z najważniejszych walk Maggie staje przeciwko okrutnej rywalce, która nie wyznaje zasad fair play. Nasza główna bohaterka zostaje znokautowana (nie w walce, a w przerwie między rundami!), czego efektem jest paraliż od szyi w dół. Z czasem jej wola życia zanika... Końca filmu można łatwo się domyślić, ale nic więcej nie powiem.

Jednakże teraz tak siedzę i rozmyślam nad tym. Widzę codziennie ile ludzie potrafią poświęcać żeby spełniać swoje marzenia związane ze sportem. Ciągłe treningi... rany, złamania, zwichnięcia, naderwania mięśni i ścięgien... odsunięcie się od życia towarzyskiego, wszelkiego rodzaju wyrzeczenia... zaniedbanie szkoły, rodziny... dodatkowa praca... wszystko oddane jednej pasji.

Czy jest to tego warte? Tutaj będę krzyczeć na całe gardło, że jak najbardziej TAK! To jest właśnie najpiękniejsze w sporcie (tym prawdziwym, nie komercyjnym) że człowiek poświęca tak wiele, tylko po to by przez jedną chwilę móc oddać się swojemu marzeniu. Często to wszystko owocuje i potem można bez przerwy gapić się w złoty krążek. To dopiero spełnienie marzeń :)