Zakręcona...

11 sty 2012

Charged schedule :(

Obawiam się, że obecnie mój umysł został całkowicie pochłonięty przez sesję. To już trzecia w mojej karierze, a jednak podchodzę do niej z takim samym stresem, jak do każdej innej. Zawsze na dwa tygodnie przed pierwszym egzaminem zaczynam powoli odczuwać delikatne mrowienie w palcach- oznacza to, że nadszedł już TEN czas. Należy uporządkować notatki, zebrać lektury, odnaleźć wszystkie zagubione notki i dopowiedzenia, dogadać się z innymi, by pokazali swoje bazgroły z wykładów, kupić kolorowe markery i zasiąść do nauki.

Pierwszy raz, tak naprawdę, zaczynam uczyć się tak wcześnie. Choć stres odczuwam z dużym wyprzedzeniem, to uczę się zazwyczaj na 2 - 3 dni przed egzaminem. Zawsze wyznawałam zasadę trzech Z :
Zakuj
Zdaj
Zapomnij

Przecież tak naprawdę połowa z tych rzeczy, które teraz zaprzątają moją głowę nigdy mi się nie przyda w życiu. To jak z matematyką w szkole- czy kiedykolwiek bedę potrzebowała funkcji kwadratowej, albo definicji sinusoidy? (podkreślam: studiuję psychologię). Jednakże na obecną chwilę muszę  znać na pamięć wszelkie definicje, procesy... wszystkie skumulowane informacje będą powoli rozsadzać moja czaszkę od środka.

Kilka dni, a tak wiele do zrobienia... egzaminy, kolokwia, dodatkowe odpowiedzi, prezentacje... a jednak (pomimo stresu) nie umiem sie zmobilizować do ODPOWIEDNIEGO zakuwania.  To właśnie nazywa się prokrastynacją- mechanizm obronny, stosowany rpzez nasz umysł, polegający na odwlekaniu poważnego zadania, często poprzez zajmowanie się czymś o znacznie mniejszym znaczeniu. Ja na przykład zawsze przed sesją mam idealny porządek w pokoju i szafie oraz znam każdy centymetr sześcienny mojego sufitu. A potem przychodzi tzw. żal podecyzyjny, czyli powtarzanie sobie w kółko :
"Dlaczego nie zaczęłam sie uczyć wcześniej?!"
Dlaczego? Może jestem zbyt wielkim leniem, by uczyć sie systematycznie (choć co semestr powtarzam sobie, że czas zacząć stosować regularne metody nauki)... albo zwyczajnie lubię ten zastrzyk adrenaliny, gdy zostaje mi kilka dni (lub godzin) do zakucia materiału na kilkaset stron.

Nie waże, co... ani dlaczego.... ważne, że idę się teraz uczyć, bo jak powiedział Terry Pratchett :

"Uniwersytety są skarbnicami wiedzy:
studenci przychodzą ze szkół przekonani, że wiedzą już prawie wszystko;
po latach odchodzą pewni, że nie wiedzą praktycznie niczego.
Gdzie się podziewa ta wiedza?
Zostaje na uniwersytecie, gdzie jest starannie suszona i składana w magazynach."



Czas bym i ja pozostawiła coś na tym Uniwerku  :)

7 komentarzy:

Panna Bezsensowna pisze...

Oj tak ja często stosuję prokrastynację - zawsze wszystko na ostatnią chwilę robię a potem pluję sobie w twarz... że trzeba było coś wcześniej zrobić..Następnym razem niestety o tym już zapominam i kółko się zamyka... A co do tych 3 "Z" to istnieje jeszcze czwarte :) Z-apij ;) inaczej oblej zdaną sesje :) Dość popularna metoda wśród studentów ;) Czy słuszna nie jestem przekonana , ale w końcu żyję się tylko raz:)

ja to ja pisze...

Mam podobnie, jak zbliża się sesja to wszystko wokół nagle staje się istotne, gary, pranie, sprzątanie, tylko nie nauka...a potem...mnie pozostaje czysta improwizacja i wodolejstwo. Na moim kierunku moge sobie na to pozwolić :p
Obserwator

widzeiopisujecie.blog.onet.pl

M.K. pisze...

Dobrze że już się nie uczę i nie muszę przejmować sesją.
Szczęśliwi ci którzy wolą pracować.
Zabranie się do czegoś ważnego wymaga odwagi, w każdej dziedzinie ;)
Mam nadzieję że sesja będzie udana.
Pozdrawiam

Hanna pisze...

Przypomniałaś mi moje zakuwanie do egzaminów. Słowo Ci daję, zasada 3 "Z" miała się wtedy tez dobrze, podobnie jak żal-dlaczego nie wcześniej.Sporo rzeczy przydało mi się w życiu ale też i sporo było zupełnie niepotrzebnych. Wniosek- mało co się zmieniło od tamtych lat.
Pozdrowienia przesyłam i trzymam kciuki.

Anonimowy pisze...

W sumie to chyba każdy z nas tak miał na studiach, przy moim roczniku ta zasada szła już od czasów liceum, kiedy to nie ważny był już stopień ale generalnie ocena dostateczna (3) a na studiach w jakiś sposób zmienia się to z reguły na byle by tylko zal. Gorzej kiedy okazuje się w przyszłości, że zapomnianą wiedzę trzeba odgrzewać gdy w przyszłym zawodzie jest nadspodziewanie przydatna...;) Tak więc jako przyszły psycholog miej to dla nas na uwadze, bo może kiedyś ktoś do Ciebie z nas trafi;) Dziękuję za pozytywne słowa na moim komentarzu i zapraszam częściej;)

Niki, ewakuowalamsiebie.blog.onet.pl

Czarno-Biauy pisze...

Ja na przykład potrzebuję jakiegoś kopa i dopiero wtedy się biorę za to co trzeba. Wcześniej jakoś nie mogę się na niczym skupić i wolę polerzeć lub posłuchać muzyki. A teraz czekają mnie dwa ważne egzaminy ... ale oczywiście powtarzam sobię, że do maja jeszcze dużo czasu, a co dopiero do czerwca gdy nadejdzie czas egzaminu zawodowego ... oj ciężko

ide się zatem lenić dalej ;)

Pozdrawiam

http://czarno-biauy.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

Zadałaś mi przed chwilą ciekawe pytanie na moim blogu:) Czy chcę byc niewidzialna. To temat mógłby byc na kolejną notkę. Pierwsza myśl, to powinno byc, że oczywiście, że nie. Ale w mojej podświadomości stało się to może już wygodne i formą ucieczki od rzeczywistości, rodziny, której czasem mam dośc, gardzę, nie cierpię? Jakkolwiek, pytanie ciekawie, a odpowiedź to kolejna rzeka tajemnic:) Dziękuję za wizytę na moim blogu:) Zgłosiłaś sie do konkursu Blog Roku? TO chętnie bym zagłosowała:) A jeśli to nie problem to nie pogardziłabym smskiem na mnie hehe:) Wybacz jeślim bezczelna tą prośbą:P

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie częściej, bo lubię ciekawe dyskusje:)

infatuation-junkie.blog.onet.pl