Zakręcona...

31 sty 2012

I'm back !

Nareszcie, mogę wciągnąć w płuca słodkie powietrze wolności! Sesja została w tyle... zaliczona w 100% :)

Teraz, gdy w końcu mam chwilę wolnego.... zupełnie brakuje mi pomysłów, co mogłabym zrobić. Kiedy nad moją głową wisiało widmo poprawki i stosy notatek zalewały mi biurko, nie mogłam opędzić się od obowiązków... często całkowicie niepotrzebnych. Ale jak można się uczyć, gdy ubrania w szafie nie są poukładane?! Albo kiedy kredki na biurku nie są idealnie zatemperowane? :P

Teraz koniec z tym... w szafie mam porządek. Na biurku też. Nawet w życiu się poukładało. Czyżbym mogła spokojnie usiąśc z książką w ręku i niczym się nie przejmować?

I oto sedno tego postu. Ludzie bez przerwy narzekają na brak wolnego czasu. Nadmiar pracy, obowiązków domowych, problemów z życiem osobostym- wszystko to pochałania minutę za minutą, każdego naszego dnia. Kiedy jednak przychodzi chwila, gdy nie musimy nic robić.... dosłownie nic nie robimy.
Wielokrotnie zdarzało mi się słyszeć komentarze w stylu : "Gdybym miała czas, poszłabym n kręgle." "Chwila wolnego i mógłbym w końcu dokończyć książkę."
Jednak jeszcze częściej widziałam, że w momencie, gdy ktoś MIAŁ ten wolny czas nie robił absolutnie nic. Wszystkie wielkie plany, snute po cichu w czasie pracy, czy nauki legły w gruzach, przytłoczone... lenistwem.

To, że zniechęcenie dopada nas często w natłoku pracy- jestem w stanie zrozumieć.  Jednak gdy mamy już wolną drogę i możliwość robienia WSZYSTKIEGO...? Dlaczego właśnie w momencie, gdy już możemy iść naprzód, zaczynamy odpuszczać?

5 komentarzy:

Hanna pisze...

Przede wszystkim szczere gratulacje.Może to reakcja na poniesiony trud? Czasem nie mamy siły na realizację planów choć lenistwa też nie wykluczam.Często obiecuję sobie to i owo a jak nadchodzi pora to nie robię nic. Marnuję wolny czas i przepada on bezpowrotnie, niestety. Pozdrawiam Cię serdecznie

Kobieta z drugiej strony lustra pisze...

:) od kiedy Juli nie ma, wykorzystuję każdą wolną chwilę na ot na co zwykle nie mam czasu - na maseczkę, na książkę, na film, na układanie pierduł :)) Nauczyłam się organizacji dzięki Młodej, już nie umiem tak po prostu "nic nie robić" - choć czasem mi się marzy np leżenie plackiem na ciepłej plaży i totalne "nicnierobienie" :)...

Meg pisze...

Gratuluję, już po bólu:)
Uszedł z Ciebie po prostu stres...organizm funduje sobie teraz słodkie nic nie robienie...
Przyznaję, że i ja miewam podobnie...natłok spraw, zakręcenie, niemożność znalezienia chwili dla siebie, a potem nadchodzi czas spokoju i czas na realizację odłożonych lajtowych spraw i często gęsto zwyczajnie nic mi się nie chce...

Serdeczności!

Panna Bezsensowna pisze...

No widzisz... ja to jestem w zupełnie odwrotnej sytuacji...Mam tyle wolnego , że robię wszystko co podsuwa mi myśl...Jednak brak pracy robi swoje... i człowiek docenia jak miło jest robić coś innego niż się nudzić!

ozon pisze...

I właśnie o to chodzi w tym pędzie "do przodu". Przychodzi moment, że nic nie musisz i to jest najlepsze. Nie wierzę , że nic nie robisz:) Zawsze gdzieś jest książka do przeczytania, zapomniany , niedokończony sweterek "na drutach", czy cokolwiek innego co musiało zejść na dalszy plan.
Nie martw się, życie zbyt wygodne nie jest, a jakie wymagające:) Ciągle stawia przed Tobą nowe wyzwania czy konieczności. Tak ma;)
Pozdrawiam!